poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 12 i ostatni.

*9 miesięcy później. Z perspektywy Victorii*
Jezu, jak ja się cieszę, że będę matką. Może to i głupie, bo mam 17 lat, ale świadomość, tego, że będę mieć własne dziecko, takie malutkie, słodkie, kochane, będę je wychowywać.. tak, to cudowne. Jakoś sobie poradzę. Poradzimy. We dwójkę z Zayn'em.
Jestem już w 9 miesiącu ciąży i mówiąc szczerze wkurwia mnie to. Przez ten brzuch nawet trudno mi chodzić. Chciałabym już urodzić. Całe i zdrowe dziecko. I co najważniejsze pozbyć się brzucha. Wracając do zdrowia, to tego też się obawiam. A jeśli urodzi się z wadą serca, mózgu itd.? Będę je oczywiście kochać tak samo jak normalne, ale boję się. Dodatkowe obowiązki i w ogóle. Ale myślę pozytywnie i już nie dopuszczam do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak.
Właśnie leżałam na kanapie oglądając telewizor i czekałam na Claudię, która poszła nalać mi soku.
- Odeszły ci już wody? - upewniła się przyjaciółka podając mi szklankę.
- Pytasz o to po raz setny. Nie, nie odeszły, oglądaj i daj mi spokój - zaśmiałam się.
- Ok. Ale jak odejdą to krzycz. To wezwę karetkę i zadzwonię do Malika.
Zayn z chłopakami był obecnie w trasie koncertowej. Kiedy dowiedział się, że kiedy będę rodzić, nie będzie go w domu, chciał zostać ale mu nie pozwoliłam. Pewnie, że chciałam żeby został, ale przecież bym nikomu tego nie powiedziała. Wyszłabym na samolubną, a poza tym zawiódłby fanki. Teraz jak tak na to patrzę, to chyba lepiej, że pojechał bo też pilnowałby mnie dniami i nocami jak Claud. Tak, zdecydowanie wydzwanianie do mnie 24/h jest lepsze.
- No wiesz, jak 2 litry wody spłyną mi po nogach to chyba zauważysz.
- A jakbym nie zauważyła!? - wydarła mi się do ucha - masz mi mówić o wszystkim!
- Dobrze, obiecuję.
- A teraz się nie stresuj i odpoczywaj.
Jak ja mam zachować spokój kiedy ona nawet do kibla za mną chodzi. A co do tego..
- Idę do WC, a ty z.o.s.t.a.ń - przeliterowałam.
- Na pewno? - energicznie oderwała się od fotela.
- Tak.
I właśnie wtedy na korytarzu się zaczęło.
- CLAUDIA WODY MI ODESZŁY!
- Ja pierdole! - zakrztusiła się czymś i wybrała numer pogotowia.
Kiedy odebrano podbiegła do mnie i pomogła usiąść.
- Halo?..Moja przyjaciółka rodzi!..Spokojna!? Szybko!..Na Baker Street 238..Do widzenia! - rozłączyła się i rzuciła gdzieś telefon - o Boże, nie mam pojęcia co masz robić, przepraszam!
- Ym, to ja może będę głęboko oddychać!?
- Tak, tylko jeszcze nie przyj, oddychaj!
Po krótkim czasie przyjechała karetka. Zabrali mnie i nawet nie pozwolili Claud jechać ze mną! Przez to jeszcze bardziej się bałam, że sobie nie poradzę.

Wszystko poszło dobrze. Dziecko jest całe i zdrowe i na dodatek śliczne. Zapomniałam powiedzieć, że to chłopczyk. Jeszcze nie ma imienia. Coś mi jednak nie pasowało ale postanowiłam pomyśleć o tym później.
Właśnie się pakowałam. Claudia zaraz po porodzie przywiozła mi ubrania i wszystkie potrzebne rzeczy, ale nie mogłam wytrzymać sama w szpitalu. Cudem pozwolili mi wyjść wcześniej. Co prawda muszę jutro znów przyjechać na badania, ale to mi nie przeszkadza. Zrobię wszystko by jak najszybciej stąd wyjść i zobaczyć chłopców i moją przyjaciółkę.
Ubrałam się grubo, ponieważ teraz w marcu panował jeszcze mróz i opuściłam mój szpitalny oddział. Z wielką torbą poszłam odebrać moje dziecko z jakiejś tam sali gdzie trzyma się noworodki i pokierowałam się do wyjścia. Usłyszałam za sobą lekarza krzyczącego moje nazwisko.
- Proszę wracać! - dogonił mnie - na dworze jest jeszcze zimno, a dopóki nie przyjedzie po panią transport do domu, będą zmuszony zaprowadzić panią z powrotem do sali.
'pani'.. irytuje mnie to słowo. I'm young!
- Nie, ja tam nie wracam. Mogę chociaż poczekać w głębi korytarza? Jest ciepło i chociaż ściany nie są białe - zrobiłam błagalną minę.
- Zgoda, ale proszę uważać na dziecko - przeprosił i udał się do swojego gabinetu.
Odetchnęłam i oparłam się o ścianę. Dopiero teraz planowałam swój transport. Wolną ręką zaczęłam wybierać numer Zayn'a, kiedy o mało nie dostałabym zawału przez Niall'a.
- Co ty tu robisz? - zmarszczyłam brwi - gdzie reszta?
- Chcieli przyjechać z Zayn'em, Zayn zgubił kluczyki, a reszta była za bardzo zdenerwowana twoim porodem żeby pomyśleć o autobusie. Tak oto jestem.
- To miłe - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, zanim tamci przyjadą chciałbym zobaczyć mniejszą część ciebie - puścił mi oczko.
Zapadła cisza. Wyjęłam nosidełko z torby i położyłam tam małego.
- Muszę z tobą porozmawiać - poprawiłam mu kocyk.
- O czym?
- I tak to miałeś zrobić, więc przypatrz się dziecku - odetchnęłam - zwróć uwagę na wszytko. Na włosy, na oczy, na wygląd. Potem porównaj je do siebie, Niall - ściszyłam głos - przykro mi, że musimy to tutaj wyjaśniać ale nie miałam wcześniej jak tego zrobić, musimy.. -przerwałam widząc reakcję Horana.
Chodził nerwowo w kółko klnąc i mrucząc coś pod nosem. Ręce, którymi wcześniej zasłaniał twarz, przeniósł na tylną część karku.
- Ja to widzę Vicky. Nie wiem czy o to Ci chodzi.. ale ja to tak odebrałem..
- To jest twoje dziecko - wyrzuciłam z siebie stanowczo.
Zwrócił się ku mnie i podszedł by mnie przytulić. Miał odpiętą kurtkę, wiec schowałam ręce pod nią, oplatając je wokół jego bioder. On położył głowę na moim ramieniu tłumacząc, że wszystko będzie dobrze i takie tam.
- Poradzimy sobie - wyszeptał i stanął przede mną tak, że niemal stykaliśmy się nosami.
Popatrzył mi w oczy i po prostu mnie pocałował. Trwało to nie dłużej niż 10 sekund i go odepchnęłam. Na początku nie wiedziałam co powiedzieć.
- Co ty robisz!? - krzyknęłam.
- Przecież też mnie pocałowałaś!
- To ty pocałowałeś mnie, a to, że cię 'całowałam' to już inna sprawa. Dziecko nas nie połączy!
- Ciekawe jak to wytłumaczysz Zayn'owi - warknął i wybiegł ze szpitala.
Zabrałam dziecko ze stolika na jakim leżało i pokierowałam się w tym samym kierunku. W drzwiach wpadłam na chłopaków z Claudią.
- Victoria! - krzyknęli chórem - dziecko!! - dodali zaraz.
- Możemy jechać do domu?
Podjarani wszyscy weszliśmy do auta i na zmianę zaczęliśmy gadać o ich trasie koncertowej, to o dziecku, to o tym co robiłyśmy itp. Podczas zjeżdżania z ulicy do sklepu zauważyliśmy Niallera za szybą. Pewnie kupował coś do jedzenia na pocieszenie. Zaparkowaliśmy i wbiegliśmy do sklepu. Reszta nie zdając sobie sprawy z tego co się wydarzyło zasypała go milionem pytań w stylu 'dlaczego na nas nie poczekałeś'.
Spojrzał na nas spod byka i wybiegł ze sklepu w kierunku domu.
- Nie zatrzymujcie go - powiedziałam na wydechu.
Kupiliśmy colę, chipsy i wróciliśmy do auta. Tam dostałam sms'a. Otworzyłam go przy Zayn'ie.
- Powiedz mu prawdę o dziecku albo cię wyprzedzę.
Szybko go zamknęłam, ale brunet zdążył go przeczytać.
- O co chodzi? - spytał.
- O nic..
- Mów.
- Powinieneś się sam domyślić.
- To dziecko Horana, tak?
Liam, który prowadził, z piskiem opon zahamował samochód słysząc całą rozmowę i uderzył w drzewo. Poczułam tylko ból. Zapanował chaos. Harry, który siedział na miejscu pasażera z przodu stracił przytomność. Nie wspominając już o Liam'ie. Claudia z Louis'em mieli widoczne obrażenia. Moja ręka była zmiażdżona przez siedzenie. Usłyszałam płacz dziecka i obróciłam głowę by je zobaczyć. Zayn trzymał je w objęciach i uspokajał, sam tracąc siły.
- Zayn! - krzyknęłam widząc, że w okół nas przechodnie robią duże zamieszanie - słyszysz mnie? Jak się czujesz!?
- Victoria.. szkoda, że nie będę mógł cieszyć się razem z tobą z dziecka, ale wiedz, że kocham je jak swoje. Mam nadzieję, że nic mu nie jest - pocałował mnie ostatkiem sił i oparł głowę o moje ramię, całe czas chroniąc dziecko.
Samej też zaczęło robić mi się słabo, więc złapałam Malika za rękę i potem już nic nie widziałam.


EPILOG

Cała piątka zginęła wypadku, oprócz dziecka. Miało dobrą asekurację i poza zadrapaniami na twarzy nic się nie stało. Kiedy do Niall'a przyszła policja i wyjaśniła mu sytuację, załamał się. Dziecko trafiło do domu dziecka, a Niall uczęszczał do psychologa. Długo nie mógł się pozbierać po tym, że przez niego zginęli jego przyjaciele i dlatego postanowił jak najszybciej zakończyć terapię. W pewnym stopniu doszedł do siebie i pierwsze co planował zrobić to zaadoptować swojego synka. Nazwał go Zayn. Dziwnie za kilka lat będzie tłumaczenie, że ma na imię Zayn po chłopaku swojej matki, ale o tym nie myślał. Oni z góry wiedzą, że jest w dobrych rękach.

___________

Ok, jak widzicie kończę tego bloga. Końcówka byla pisana od niechcenia, bo po prostu nie chciałam zostawiac tego bloga 'o tak' nie skończonego XD dzięki tym co byli. bye.. x


EDIT coś się zyebało i połowę tekstu miałam z białym tłem. nie dalo się tego zbytnio ogarnąc i przez to i tak niektóre momenty są nie zmienione, sorry ;)

4 komentarze:

  1. Koniec? Jeju jak ja nie lubie taki dramatycznych końców;/ zawsze płacze ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu tak nagle chciałaś skończyc bloga? ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. nieneine;c dlaczego to sie tak skończyło? ;cc płaczę jak głupia. zajebisty blog. szkoda, że taki krótki ;<

    OdpowiedzUsuń